Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi ludwikon z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 11153.50 kilometrów w tym 1794.60 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 13.34 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ludwikon.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

zawody

Dystans całkowity:178.27 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:10:12
Średnia prędkość:17.48 km/h
Suma podjazdów:602 m
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:35.65 km i 2h 02m
Więcej statystyk
  • DST 70.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 35.00km/h
  • Podjazdy 602m
  • Sprzęt Kellys
  • Aktywność Jazda na rowerze

MPN ze startu wspólnego 2016

Niedziela, 25 września 2016 · dodano: 26.09.2016 | Komentarze 0

Trzeciego dnia Mistrzostw Polski w Kolarstwie Szosowym Niepełnosprawnych odbyły się zawody ze startu wspólnego. Do pokonania 60km. po sześcio-kilometrowej pętli w Wieprzu, w powiecie wadowickim. Zacznę od tyłu i zdradzę, że w kat. OPEN zająłem pierwsze miejsce - i to 2 razy :) Ale od początku. Na starcie stanęło kilkudziesięciu zawodników z trzech kategorii. Kat. open miała do pokonania 10 pętli. Trasa była bardzo ciekawa. W połowie był to prosty, szeroki odcinek, który jechaliśmy pod wiatr. Wymuszało to ciągłą współpracę kolarzy w walce z wiatrem. Drugi odcinek to kilka genialnych hopek. Aż dziw, że na 6km. udało się zmieścić długą prostą, ciekawe podjazdy i szybkie zjazdy. Po pierwszym okrążeniu ok 10-12 osobowa ekipa wyszła na prowadzenie. Chyba na trzecim okrążeniu zostało nas 6 i w niezmienionym składzie dojechaliśmy do końca. Każde kolejne kółko wyglądało podobnie. Na prostym odcinku pod wiatr szybkie zmiany, pod górkę większe rozluźnienie ale raczej w kupie, z góry wężykiem koło w koło. Początkowo wzniesienia pokonywaliśmy wręcz z blatu by pod koniec zrzucać na dosyć niskie przełożenia - zmęczenie dawało o sobie znać. Jednak chęć rywalizacji robie swoje i tak naprawdę to przedostatnie okrążenie miałem najszybsze (KOM), a same podjazdy ("hopki Wieprz") przejechałem najszybciej w ostatniej ponadnormatywnej pętli (tu również KOM). No właśnie...o co kaman? Otóż do 7 kółka wszyscy liczyliśmy dobrze, a na ósmym wdarł się jakiś błąd i zaczęły chodzić pogłoski, że przed nami jeszcze 4. Zaczynając 9 okrążenie widziałem wyraźnie kobietę na lini mety pokazującą białą kartkę z "2". Naturalne więc, że zaczynając kolejną pętlę wziąłem ją za ostatnią i postąpiłem zgodnie z planem czyli na podjazdach  2 km przed metą zacząłem uciekać. Ktoś nawet za mną krzyknął, abym nie szarżował ale wziąłem to za podstęp. Na ostatnią 400m. prostą po zjeździe wypadłem sam i tak też przekroczyłem linię mety podnosząc nawet ręce w geście zwycięstwa. Wtedy jedna, druga, trzecia osoba z publiki zaczęła krzyczeć, że to nie koniec, że jeszcze jedno więc...cóż robić!? Nacisnąłem na pedały. Chłopaki dogonili mnie po 2óch km. pod koniec długiej prostej (w pojedynkę nie miałem szans cisnąc pod wiatr). Rozgoryczenie przeszło mi chwilę potem gdy odpocząłem w peletonie i na hopkach poczułem, że mam jeszcze resztki sił na atak. Podpiąłem się do Adama Łukawskiego (3msc open 2015r.), na przedostatnim zjeździe wziąłem Go po wewnętrznej i na ostatnią górkę wjechałem pierwszy. Podczas zjazdu nie oglądałem się za siebie. Ostrym zakrętem w prawo wyleciałem na prostą w kierunku mety. Mimo, że te kilkaset metrów gnałem pełną parą to przed samą linią o długość roweru wyprzedził mnie Mistrz Polski w kat. C5 Ludwik Odrzywołek (Start Bielsko Biała). I tak o to drugi raz byłem pierwszy w open. Na mecie już oficjalnie dowiedzieliśmy się, że zrobiliśmy o jedno kółko za dużo i decydująca była kolejność po ukończeniu 10 okrążenia. Nie mogę nie wspomnieć o kibicach. O ile poprzedniego dnia w centrum Andrychowa "kibicowali" głównie Romowie i osiedlowe żule, tak tutaj ludzie wyciągnęli krzesła, ławki ogrodowe przed domy, na ulicę, rozwiesili transparenty i z każdym kolejnym przejazdem coraz głośniej krzyczeli, klaskali, dodawali motywacji! Szczególnie miło wspominam dopingujące dzieciaki i oczywiście dwie moje ukochane dziewczyny - żonę i córkę - oraz ojca, który pełnił także rolę fotografa i wszystkie zamieszczone zdjęcia  to jego dzieło.








Kategoria 50-99 km, Szosa, zawody


  • DST 23.00km
  • Czas 00:40
  • VAVG 34.50km/h
  • Sprzęt Kellys
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kryterium uliczne MPN 2016

Sobota, 24 września 2016 · dodano: 26.09.2016 | Komentarze 0

W ostatni weekend września 2016r. w powiecie wadowickim odbyły się 8 Mistrzostwa Polski w Kolarstwie Szosowym Niepełnosprawnych. W imprezie miałem okazję uczestniczyć po raz pierwszy jednak mój brat i ojciec zaangażowani w starty są od kilku edycji. Udział w zawodach biorą gwiazdy polskiego kolarstwa – mistrzowie świata i medaliści paraolimpijscy. Sportowcy niepełnosprawni startują w swoich grupach w zależności od rodzaju schorzenia narządu ruchu, a dla zawodników bez dysfunkcji przewidziana jest kategoria OPEN. Tego dnia w centrum Andrychowa odbyło się kryterium uliczne czyli wyścig na krótkiej 700m. pętli, gdzie zgodnie z zasadami całą trasę ma okazję przejechać jedynie 2óch kolarzy, gdyż po każdym okrążeniu ostatni zawodnik odpada z rywalizacji. Na szczęście udało mi się znaleźć w owej dwójce, a ostatecznie nawet wygrać wyścig w kat. open





Do kilometrów doliczyłem dychę zrobioną przed startem. Właściwe liczby wyścigu to 12km w 20min.


Kategoria 0-49 km, Szosa, zawody


  • DST 42.20km
  • Czas 03:59
  • VAVG 5:39min/km
  • Temperatura 12.0°C
  • Aktywność Bieganie

MARATON w Dębnie

Niedziela, 3 kwietnia 2016 · dodano: 21.04.2016 | Komentarze 2

W końcu nastał wyczekiwany od ponad dwóch miesięcy dzień - dzień kiedy miałem wystartować w swoim pierwszym maratonie. Przygotowywałem się sumiennie cały...miesiąc wg planu na złamanie 4godz! Końcem stycznia kiedy podjąłem decyzję o starcie rozpocząłem intensywne treningi. Niestety nieprzyzwyczajony do biegania organizm szybko odmówił współpracy. Początkiem marca po wybieganiu ok 60km. tygodniowo zaprotestowała przesilona pięta w prawej nodze. 20.03. miałem pobiec półmaraton wokół J.Żywieckiego więc odstawienie treningów troszkę mnie martwiło, tym bardziej, że byłem nastawiony na pobicie zeszłorocznego wyniku. Na szczęście byłem w stanie jeździć na rowerze więc mogłem utrzymywać pewien stopień aktywności. Po zaliczeniu półmaratonu ból pięty został zastąpiony przez długotrwały skurcz prawej łydki. Po dwóch dniach próbowałem to rozbiegać i był to jedyny bieg przed maratonem. Na sam koniec jeszcze zapalenie gardła. Cały marzec przeleżany - niezła taktyka treningowa przed zawodami :) Początkiem kwietnia pogoda dopisywała. Po całym dniu podróży, nocy spędzonej na pryczy w szkolnej sali, stanąłem w końcu na lini startu. Nawet rozgrzewka była taka jakaś niemrawa. Trochę żałowałem, że jestem tu by jedynie zdołać dobiec do mety. Jednak gdy tylko 2500tyś osób ruszyło, atmosfera biegu się udzieliła, ponadto znalazłem pacemakera biegnącego na 4 godziny, postanowiłem zawalczyć o ten czas. Przez 20 km biegło mi się całkiem lekko. Tutaj zdublował mnie zwycięzca zawodów - Kenijczyk. Tempo było wolniejsze od półmaratonowego. Zastanawiałem się nawet czy nie przyspieszyć ale powstrzymywałem się chcąc zostawić sobie siły na trzydziesty kilometr, tj walkę z osławioną ścianą. Dzięki temu, że wytrwałem w planowym tempie ściana mnie nie dopadła. Co więcej na 31 kilometrze zostawiłem pacemakera z tyłu i pognałem po lepszy czas. Cóż...sił starczyło na 2-3 kilometry po czym znów widziałem jego plecy. Od 35 km błagałem w myślach aby zwolnił. Skorzystałem z punktu medycznego zmrażając obolałą łydkę i kolano. Niektórzy mieli gorzej - jednych zabierała karetka pogotowia, inni srali po krzakach, leżeli przy drodze itp., itd. Do 41 kilometra chyba cichutko popłakiwałem z bólu ale biegłem dalej. Ostatni kilometr leciałem na pełnej piździe krzycząc - pacemaker zniknął mi z oczu i sądziłem, że się nie uda, że nie złamię tych cholernych 4 godzin. Metę przekroczyłem gdy zegar wskazywał 4h46sek. - qrwa - pomyślałem - było tak blisko - ale zaraz, zaraz - to jest czas dla zawodnika który przekroczył linie startu wraz z wystrzałem pistoletu startowego. Zanim ja doczłapałem do startu minęło wiele sekund,  a to oznacza... przyszedł SMS - "Gratulujemy ukonczenia...Twój czas to 3:59:06". Miałem prawie minutę zapasu. YEAH! Udało się!








Kategoria misja maraton, zawody


  • DST 21.10km
  • Czas 01:44
  • VAVG 4:55min/km
  • Aktywność Bieganie

Żywiecki półmaraton

Niedziela, 20 marca 2016 · dodano: 26.03.2016 | Komentarze 0

Na te zawody pojechałem z mieszanymi odczuciami. Z jednej strony miałem wielką chęć poprawić wynik sprzed roku i do niedawna czułem, że wszystko jest na dobrej drodze bo przez miesiąc trenowałem sumiennie, później jednak z powodu kontuzji zrobiłem sobie dwutygodniową przerwę i poczucie pewności dobrego wyniku odeszło. Tak więc z linii startu ruszyłem z myślą, ze bieg ten traktuje jako zwykły trening pod maraton, który juz za dwa tygodnie. Jednak już na pierwszych kilometrach zauważyłem gościa z napisem na koszulce informującym o tym, że biegnie na wynik 1:45. Upewniłem się, że On na serio pełni rolę pacemakera i w głowie pojawiła się myśl aby osiągnąć ten czas bo to będzie całe 5min. lepiej niż przed rokiem. Udało się i dobiegłem razem z nim na metę. Zresztą chyba nie ja jeden zawdzięczam Mikołajowi (tak ma na imię) pomoc w osiągnięciu wyniku. Większa część trasy biegło mi się całkiem lekko. Tempo narzucone przez Mikołaja było całkiem znośne. Miałem nawet siłę na luźne rozmowy z nim lub towarzyszącymi mu Magdaleną i Mateuszem. Dopiero na podbiegach w końcowej fazie pętli wokół jeziora zrobiło się gorzej. On tempo utrzymywał, a ja zostawałem z tyłu. Nadrabiałem na szczęście na zbiegach. Ostatni podbieg pod Bułgarowską Górę trochę mnie załamał. Straciłem do Mikołaja i towarzyszącej mu Magdaleny sporo metrów. Byłem przekonany, że nie uda mi się nadrobić straty. Jednak znowu okazało się, że z górki potrafię szybciej. Dopadłem go na płaskim kilkusetmetrowym odcinku przed metą. Moja prawa łydka wprost pękała przy każdym tupnięciu stopą o podłoże zdołałem utrzymać tempo. Dobiegłem na metę z wynikiem 1:44:54. Po zatrzymaniu się nie mogłem zrobić kolejnego kroku. Jakoś jednak dotarłem do samochodu aby się ubrać, na halę aby coś zjeść, a na koniec załapałem się nawet na masaż. Teraz gdy piszę ten tekst zakwasów już prawie nie ma, a chęć sprawdzenia siebie na kolejnych zawodach jest coraz większa.






Kategoria misja maraton, zawody


  • DST 21.97km
  • Czas 01:49
  • VAVG 4:57min/km
  • Aktywność Bieganie

Półmaraton dookoła Jeziora Żywieckiego

Niedziela, 29 marca 2015 · dodano: 01.04.2015 | Komentarze 0

W końcu nadszedł ten dzień. Obudziłem się ociężały, nie miałem ochoty na jakikolwiek wysiłek. Ale nie ma zmiłuj. Numer startowy już odebrany-trzeba jechać do Żywca. W mieście wyjątkowe widoki - w każdej uliczce ludzie w leginsach, bądź krótkich spodenkach - truchtają, rozciągają się. Po zaparkowaniu auta i dotarciu na rynek główny zacząłem czynić to samo. Godzina dzieląca mnie od startu szybko minęła. Buziak dla żony, dla córeczki i ustawiłem się gdzieś z tyłu peletonu oczekującego na dźwięk sygnału do startu. START!...minęło ze dwie minuty zanim dotarłem do linii gdzie czujnik na nr startowym został aktywowany. Trzeba było zacząć biec. Czułem się dobrze, atmosfera imprezy mi się udzieliła. Do 5km. biegłem swobodnie, nie wiem dlaczego ale nie słyszałem komunikatów z Endomondo i nie znałem swojego tempa. Z racji, że nie miałem wiążących planów związanych z wynikiem - choć chciałem zejść poniżej 2óch godzin - nie przejmowałem się tym zbytnio. Na 10 km. byłem po niespełna 51min., a to znaczy, że całkiem nieźle jak na moje tempo, które znałem z treningów. Nieopodal był pierwszy punkt z wodą. Wziąłem do rąk 2 kubki izotonika - bardzo chciało mi się pić. Aby się nie zachłysnąć przeszedłem do marszu. Po zaspokojeniu pragnienia biegłem dalej. Na półmetku zauważyłem ojca, który przyjechał nad zaporę w Międzybrodziu na rowerze aby mi kibicować. Od tej chwili trzymał się cały czas w pobliżu, łączył mnie na głośnomówiącym z żoną i mamą, zdawał bezpośrednia relację - co najmniej jakbym biegł po złoto! Chyba niepotrzebnie z nim gadałem (On prowokował rozmowę) bo przed 15km. nabawiłem się kolki. Cholernie bolało. Mimo oporów przeszedłem do marszu i po chwili przeszło. Przy punkcie z wodą jedynie zwilżyłem usta. Do ostatniego podbiegu na tzw Bułgarowską Górę wydawało mi się, że mam jeszcze zapas sił. Jednak to wzniesienie pokazało mi gdzie moje miejsce. Niby biegłem ale nogi miałem jak z ołowiu. Starałem się trochę przycisnąć z górki ale wiatr (wmordewind) skutecznie to uniemożliwiał. Ostatnia długa prosta do rynku, mimo ogromnego wysiłku sprawiła mi dużo frajdy. Chciałem za wszelka cenę wyprzedzić tych co przede mną. Ot taka w sumie bezcelowa sportowa rywalizacja. Przed samą metą wyprzedziłem sporo biegaczy. Niby to bezcelowe gdy się jest w okolicy dziewięćsetnego miejsca ale gdyby nie końcówka być może nie udało by mi się zejść poniżej 1:50min. A tak proszę - złamałem tę barierę!






Zawody oceniam pozytywnie. Był to mój pierwszy udział w tego typu imprezie. Zapisanie się na półmaraton zmotywowało mnie do treningów (niestety nieregularnych) i po tym biegu mogę powiedzieć, że bieganie nie jest aż tak nudne jak myślałem. Na chwilę obecną jestem zmotywowany do kolejnego startu w tego typu imprezie. Jednak dystans maratonu nadal pozostaje w sferze marzeń. W tym momencie to dla mnie niewyobrażalny wysiłek.


Kategoria biegiem, zawody