Info
Ten blog rowerowy prowadzi ludwikon z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 11153.50 kilometrów w tym 1794.60 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 13.34 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 144244 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2017, Grudzień2 - 0
- 2017, Listopad2 - 0
- 2017, Październik1 - 0
- 2017, Wrzesień1 - 0
- 2017, Sierpień1 - 0
- 2017, Lipiec3 - 0
- 2017, Czerwiec3 - 0
- 2017, Maj1 - 0
- 2017, Marzec2 - 0
- 2017, Luty1 - 0
- 2017, Styczeń3 - 0
- 2016, Grudzień5 - 0
- 2016, Listopad7 - 6
- 2016, Październik4 - 2
- 2016, Wrzesień13 - 1
- 2016, Sierpień11 - 6
- 2016, Lipiec10 - 1
- 2016, Czerwiec14 - 4
- 2016, Maj17 - 4
- 2016, Kwiecień10 - 6
- 2016, Marzec12 - 4
- 2016, Luty13 - 3
- 2016, Styczeń11 - 0
- 2015, Grudzień10 - 2
- 2015, Listopad1 - 0
- 2015, Październik13 - 4
- 2015, Wrzesień8 - 4
- 2015, Sierpień5 - 2
- 2015, Lipiec11 - 2
- 2015, Czerwiec7 - 2
- 2015, Maj12 - 2
- 2015, Kwiecień11 - 4
- 2015, Marzec13 - 0
- 2015, Luty8 - 1
- 2015, Styczeń8 - 1
- 2014, Grudzień8 - 1
- 2014, Listopad1 - 0
- 2014, Październik2 - 1
- 2014, Wrzesień6 - 6
- 2014, Sierpień11 - 2
- 2014, Lipiec4 - 0
- 2014, Czerwiec3 - 3
- 2014, Maj9 - 4
- 2014, Kwiecień3 - 2
- 2014, Luty6 - 4
- 2014, Styczeń5 - 3
- 2013, Grudzień6 - 1
- 2013, Listopad2 - 2
- 2013, Październik4 - 3
- 2013, Wrzesień2 - 0
- 2013, Sierpień5 - 8
- 2013, Lipiec3 - 0
- 2013, Czerwiec1 - 1
- 2013, Maj10 - 9
- 2013, Kwiecień7 - 4
- 2013, Marzec2 - 2
- 2013, Styczeń1 - 1
- 2012, Grudzień1 - 4
- 2012, Listopad3 - 4
- 2012, Październik2 - 0
- 2012, Wrzesień2 - 0
- 2012, Sierpień5 - 0
- 2012, Lipiec2 - 0
- 2011, Czerwiec1 - 0
- 2011, Maj1 - 0
- 2010, Lipiec1 - 3
- 2009, Grudzień1 - 1
- 2009, Lipiec1 - 0
0-49 km
Dystans całkowity: | 5007.00 km (w terenie 871.00 km; 17.40%) |
Czas w ruchu: | 314:25 |
Średnia prędkość: | 12.39 km/h |
Maksymalna prędkość: | 86.00 km/h |
Suma podjazdów: | 64753 m |
Suma kalorii: | 936 kcal |
Liczba aktywności: | 215 |
Średnio na aktywność: | 23.29 km i 2h 10m |
Więcej statystyk |
- DST 46.00km
- Czas 01:36
- VAVG 28.75km/h
- Temperatura 6.0°C
- Sprzęt mERIDA
- Aktywność Jazda na rowerze
Pierwszy wyjazd w nowym roku
Czwartek, 31 stycznia 2013 · dodano: 02.02.2013 | Komentarze 1
Ostatni dzień stycznia. Za oknem od wczoraj wiosna! Temperatura +6. Śnieg znika w zatraszającym tempie. Postanowiłem w końcu założyć, zakupione ponad miesiąc wcześniej skórzane SIDIki i wpiąć je w zamontowane w kolarce LOOKi. (Koszt używanego "zestawu", uwaga...29zł.[allegro])
Wrażenia z jazdy w zatrzaskach mam po tych paru kilometrach bardzo pozytywne. Czuć przypływ efektywności pedałowania.
O samej trasie nie ma co pisać. Ot krótka pętelka w raczej płaskim terenie. Dużą niedogodnością była woda z topniejących śniegów, płynąca ulicami. Gdy wyprzedzały mnie samochody dosłownie czułem piasek na zębach. Do domu dotarłem więc mocno przemoczony mimo świecącego słońca. Szkoda, że czasowo nie mogłem sobie pozwolić na więcej, bo mimo niedogodności było bardzo przyjemnie.
P.S. Do wpisu dodałem 10km. zrobione 2 tyg wcześniej na góralu w warunkach śniegowych i powiększyłem odpowiednio czas jazdy. Ponadto ciekawostką jest wskazanie licznika na zdj. powyżej (0km/h). Otóż jechałem wtedy z górki...ach te bezprzewodowe liczniki.
- DST 26.00km
- Teren 14.00km
- Czas 02:00
- VAVG 13.00km/h
- Temperatura -5.0°C
- Sprzęt KTM /SPRZEDANY/
- Aktywność Jazda na rowerze
Coś NAJ na koniec świata
Czwartek, 20 grudnia 2012 · dodano: 20.12.2012 | Komentarze 4
Tak się szczęśliwie złożyło, że ostatni dzień przed zapowiadanym końcem świata wypadł mi wolny od pracy. ALLELUJA! Co więcej był on słoneczny. CHWALMY PANA! Takiego dnia trzeba wręcz było zrobić coś extra. Niestety byłem po nocce i na zegarku już dwunasta. Do zmroku więc jakieś 3 godziny i jeszcze można zrobić coś NAJ. Na przykład zaliczyć NAJwyższy szczyt. Padło na pobliski Beskid Mały i jego niewybitny Czupel (933m. n.p.m.)
Szybkie śniadanie, zamocowanie kamery do kierownicy i w drogę. Na przeł. Przegibek melduję się tradycyjnie w pół godziny o 13:30.
Żeby dostać się na Magurkę wybrałem szlak narciarski. Dzień wcześniej jechał tędy Jakubiszon i teraz widziałem na śniegu zmrożone ślady jego opon. Po twardym śniegu jechało się znośnie. Wjeżdżając w podszczytowe partie góry ukazywały się okryte mgłą doliny - przepiękny widok. Na tak niewysokim wierzchołku jakim jest Czupel można było odnieść wrażenie, że jest się na dachu świata
Widok w stronę Hrobaczej Łąki:
Widok na Wschodnią część Beskidu Małego:
Królowa Beskidów i Tatry w oddali:
Magurka Wilkowicka:
Skrzyczne:
Wyjeżdżając z domu nie spodziewałem się widoku tylu NAJów :) Stałem na najwyższym szczycie B.Małego. Na wyciągnięcie ręki był najwyższy szczyt B.Ślaskiego. W oddali górowała królowa B. Żywieckiego, a za nią dostrzec można było najwyższe szczyty Tatr!
Zjeżdżając w dół zrezygnowałem z pomysłu wypicia herbatki z wkładką w schronisku i pomknąłem czerwonym szlakiem w stronę Bielska zbliżając się nieubłaganie w osadzoną w dolinie mgłę.
<object width="100%" height="450"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/Q5OgjVm9fgU">
<embed src="http://www.youtube.com/v/Q5OgjVm9fgU" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="100%" height="450"></embed></object><br>
- DST 48.00km
- Czas 03:00
- VAVG 16.00km/h
- Temperatura 6.0°C
- Sprzęt KTM /SPRZEDANY/
- Aktywność Jazda na rowerze
Gaiki do znudzenia.
Piątek, 16 listopada 2012 · dodano: 19.11.2012 | Komentarze 1
W poprzednim tygodniu wybrałem się na szybką przejażdżkę na pobliskie wzniesienie nazwane krótko: Gaiki. Zjeżdżając w dół czerwonym szlakiem wpadłem na pomysł sfilmowania tego zjazdu dzień po dniu z różnych ujęć kamery. I tak o to powtórzyłem ten zjazd jeszcze trzykrotnie z kamerą na kasku, ramie, kierownicy...
Niestety z efektu nie jestem zbytnio zadowolony. Startowałem z domu codziennie po 15:00 więc zjeżdżałem w kiepskich warunkach oświetleniowych. Ujęcie które miało być najlepsze - z amortyzatorem na pierwszym planie, pominąłem w filmiku gdyż amortyzator wypuścił z siebie powietrze i jechałem na sztywno. Ponadto przy ostatnim zjeździe poczułem, że znudził mi się ten szlak :( A tak go lubiłem. Na szczęście równie ciekawych zjazdów w beskidach nie brakuje więc nie ma się czym przejmować!
<object width="425" height="350"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/O9BxYLjMjBw">
<embed src="http://www.youtube.com/v/O9BxYLjMjBw" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" width="425" height="350"></embed></object>&feature=plcp
- DST 31.00km
- Temperatura 12.0°C
- Sprzęt Raleigh /SPRZEDANY/
- Aktywność Jazda na rowerze
Kręcenie nie tylko korbą
Niedziela, 4 listopada 2012 · dodano: 06.11.2012 | Komentarze 0
Na niedzielne popołudnie planowałem test nowego zakupu, a mianowicie nakręcenie parę scenek kamerką GoPro. Nie przypuszczałem , że dzień wcześniej najdzie mnie ochota na reaktywowanie dawno nie używanej kolarzówki. W efekcie test miałem podwójny: kamery i nowego/starego roweru.
Obydwa sprzęty spisały się znakomicie, a efekt możecie zobaczyć poniżej.
Co do samego wyjazdu to przeciąłem na wylot zachodni Beskid Mały, czyli pokonałem w te i z powrotem przełęcz Przegibek. W jakim czasie nie wiem - brak licznika, ponadto częste postoje na chwytanie ciekawych ujęć.
- DST 25.00km
- Czas 01:34
- VAVG 15.96km/h
- Temperatura 5.0°C
- Sprzęt KTM /SPRZEDANY/
- Aktywność Jazda na rowerze
Zdążyć przed zimą
Piątek, 26 października 2012 · dodano: 28.10.2012 | Komentarze 0
Skuszony potrzebą zakupu świeżego chleba z samego rana, wyruszyłem okrężna drogą do piekarni. Na weekend zapowiadali zimowe warunki i rzeczywiście pierwsze oznaki zimy już były - dosyć mroźne powietrze, choć temperatura na plusie.
O wyjeździe na Magurkę Wilkowicką, asfaltem od strony Wilkowic nie ma co pisać. Stromo jak cholera! Za każdym zakrętem kolejny podjazd i tak prawie bez końca - przynajmniej takie odnosi się wrażenie jeśli przez ostatni miesiąc się leniuchowało.
Z Magurki zjechałem niebieskim szlakiem na przeł. Przegibek i wrażenia mam takie, że następnym razem wybiorę jakikolwiek inny (najpewniej narciarski) bo mnogość i wielkość kamieni na tym odcinku jest wręcz nieprzyjemna.
Od przełęczy zaczęła się trasa, do której już nie mogę się przyczepić bo bardzo lubię wyjazd na Gaiki. Nawet totalny brak rozeznania w podłożu z powodu grubej warstwy liści bardziej mnie ciekawił niż niepokoił.
Zjazd do straconki to przyjemność sama w sobie. W połowie trasy po wyjechaniu na szeroki odcinek drogi należy uważać by nie przegapić kontynuacji czerwonego szlaku. Szlak odchodzi wąską ścieżką w prawo i od tego miejsca podwaja się przyjemność zjazdu.
Po powrocie zjadłem śniadanie z chrupiącym pieczywem w roli głównej i obserwując słoneczko za oknem mogłem spokojnie stwierdzić, że zima jeszcze nie nadeszła. Do czasu...
- DST 24.00km
- Czas 01:45
- VAVG 13.71km/h
- Temperatura 16.0°C
- Sprzęt Chariot
- Aktywność Jazda na rowerze
Jesienna przejażdżka
Niedziela, 21 października 2012 · dodano: 23.10.2012 | Komentarze 0
Żal byłoby nie wykorzystać takiej ładnej pogody jaką serwuje nam październik, dlatego słoneczna niedziela została wykorzystana rowerowo! Dzień wcześniej pojechałam z mamą do dziadków i zostawiłyśmy tam nasze rowery. Z tego też powodu niedzielną przejażdżkę zorganizowaliśmy w okolicach Mazańcowic. W południe, wraz z tatą pojechaliśmy tam samochodem, tato pożyczył od dziadka rower i pojechaliśmy w kierunku zapory w Goczałkowicach. Najprzyjemniej jechało się przez Ligotę po nowo położonym asfalcie. Najbardziej dziurawa droga jest wzdłuż torów w Goczałkowicach. Na szczęście ten odcinek przespałam i nie przeszkadzała mi powolna jazda.
Przy jeziorze chciałam zejść do tafli wody, pokazywałam to zresztą tacie bardzo wyraźnie jednak on mówił coś o zakazie :( Nawet zrzuciłam za murek chorągiewkę z przyczepki ale za blisko i wystarczyło się schylić by ja podnieść.
W drogę powrotną wyruszyliśmy dosyć szybko bo było już późno, a wieczorem o tej porze roku robi się zimno. Mama narzuciła takie tempo, że nawet tato nie mógł nas dogonić. Szkoda, że kolejny tydzień zapowiadał się deszczowo...
"
- DST 47.00km
- Czas 03:34
- VAVG 13.18km/h
- Sprzęt Chariot
- Aktywność Jazda na rowerze
33 BIELSKI RODZINNY RAJD ROWEROWY
Niedziela, 23 września 2012 · dodano: 25.09.2012 | Komentarze 0
TRASA RAJDU
Kto powiedział, że koniec lata oznacza koniec sezonu rowerowego? W pierwszy dzień jesieni wraz z rodzicami wzięłam udział w 33 rodzinnym rajdzie rowerowym w Bielsku-Białej. Standardowo koniem pociągowym mojej przyczepki został tata. Na chwilę przed startem stawiliśmy się na placu ratuszowym, skąd o 9:30 wystartował peleton złożony z ok. 1800 kolarzy.
Rano było troszkę chłodno, jednak mamcia zadbała o odpowiednie ubranie dla mnie. Przedniego dnia nic nie zapowiadało ładnej pogody, ale jak na zamówienie tego dnia było bardzo słonecznie.
Trasa rajdu składała się z dwóch etapów: 20 i 15 km. z półmetkiem w Bestwinie. Przebiegała zamkniętymi na tę okazję ulicami. Niestety wiele uliczek było bardzo wąskich i często tworzyły się zatory. Myślę, że trasa rajdu powinna się rozpoczynać jakimś podjazdem, wtedy peleton na pewno by się rozładował. Póki co mogę tak pisać bo sama nie pedałuję, a o kondycję rodziców jestem spokojna.
Po drodze spotkałam tylko jedną koleżankę w przyczece, za to sporo było dzieci na fotelikach i rowerkach podpiętych na sztywno do roweru osoby ciągnącej.
Mniej więcej na 7 kilometrze zasnęłam, a obudziłam się kiedy tato pompował koło, z którego uchodziło powietrze. Także pierwszy kapeć w rikszy zaliczony. Aby dojechać do półmetku musieliśmy dopompować jeszcze jeden raz. Dobrze, że do przerwy było już niedaleko bo minęła pora drugiego śniadania i byłam bardzo marudna.
W parku obok Urzędu Gminy w Bestwinie znaleźliśmy sobie skrawek zieleni i na turystycznej kuchence gazowej mama przygotowała mi ciepły posiłek. Tato załatał w tym czasie przebitą dentkę, a następnie przyniósł deserek czyli jogurty od jednego ze sponsorów rajdu.
Podczas godzinnej przerwy można było "zwiedzić" strażacki wóz bojowy, wziąć udział w konkursach sportowych lub postać kilkadziesiąt minut w kolejce do toytoya.
Drugi etap, mimo iż krótszy był nieco trudniejszy z racji dwóch skromnych podjazdów, które mocno rozciągnęły peleton. Praktycznie całe 15km. przespałam i droga minęła mi błyskawicznie.
Na mecie wylegiwałam się na trawce, zjadłam obiad i znowu deser tym razem w postaci jabłuszka. Rodzice najedli się grochówką otrzymaną w ramach kuponów startowych. Miło spędzając czas czekaliśmy na kulminację wyjazdu czyli rozstrzygnięcie konkursów tematycznych i losowanie nagród. W loterii nie mieliśmy szczęścia, za to miłą niespodzianką była nagroda, którą dostałam jako najmłodszy uczestnik rajdu jadący niesamodzielnie. Po tym miłym akcencie wsiedliśmy na rowery by pokonać blisko 10km dzielące nas od domu.
- DST 30.00km
- Czas 02:18
- VAVG 13.04km/h
- VMAX 53.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Sprzęt Chariot
- Aktywność Jazda na rowerze
Ach te podjazdy
Poniedziałek, 17 września 2012 · dodano: 21.09.2012 | Komentarze 0
Korzystając z jednego z ostatnich dni kiedy temperatura miała wynosić ok. 20 stopni C wybraliśmy się całą rodzinką na poważną wycieczkę. Start i meta usytuowane były na przełęczy Szarcula (759m. n.p.m.) obok przeł. Kubalonka. Stamtąd wyruszyliśmy zielonym szlakiem rowerowym do miejscowości Bukovec w Czechach.
Szlak jest w miarę dobrze oznaczony choć na pewno zbyt rzadko usytuowane są tabliczki lub znaki na drzewach i razem z tatą często sprawdzałam nasze położenie na mapie aby nie musieć się w razie pomyłki wracać.
Dla porównania w Czechach tego problemu nie było. Częstotliwość znaczenia trasy pozwalała nam jeździć tam bez mapy.
Okolice Istebnej polecam każdemu kto nie boi się częstych podjazdów. Początkowa długa droga w dół zapowiadała niemały podjazd ale nikt z nas nie spodziewał się trasy jak na kolejce górskiej w lunaparku tj. krótki stromy podjazd i taki sam zjazd i ponownie to samo. Na jednym ze zjazdów ojciec chyba zapomniał do czego służą hamulce i pędziliśmy ponad 50 km/h.
Pomimo trudności pochwalić należy poprowadzenie szlaku. Wiedzie tylko bocznymi drogami i co zaskakujące po świetnym asfalcie. Pewna żmija również to doceniła i wylegiwała się beztrosko na środku drogi.
Po przekroczeniu granicy cieszyliśmy się szeroką asfaltową drogą, którą mieliśmy tylko dla siebie. Ruch samochodowy jest tam znikomy, a przecież nie była to np. niedziela. Półmetek wycieczki rodzice zaplanowali w urokliwej knajpce przy wyciągu orczykowym na niewielką górę Kempa.
Nie dość, że można dobrze zjeść (np. zupa czosnkowa) to jeszcze jest plac zabaw z drewnianymi konstrukcjami. Jest też hamak, na którym wylegiwałam się z mamą.
Po około godzinnej przerwie wyjechaliśmy w drogę powrotną zdając sobie sprawę z czekającego nas podjazdu na przeł. Kubalonka (761m. n.p.m.). Żeby nie jechać główną trasą wybrałam żółty szlak rowerowy wiodący bocznymi, bardzo dobrej jakości dróżkami. Granicę przekroczyliśmy na pieszym przejściu granicznym na rzece Olza.
Na wznoszącej się lekko drodze wzdłuż rzeki zasnęłam, gdyż wcześniej jakoś nie było okazji. Obudziłam się dopiero przed przełęczą, a więc już u kresu naszej podróży. Po drodze w miejscowości Wilcze mijaliśmy Izbę Pamięci Jerzego Kukuczki, jednak abym się nie obudziła, rodzice nie wchodzili do środka, choć tato miał na to ochotę.
Wyjazd na przełęcz był bardzo męczący ale rodzice nie narzekali zbytnio. Zmęczenie zapewne niwelowały cudowne widoki rozpościerające się ze zbocza góry, na którą wjeżdżaliśmy.
Przy aucie trochę wiało. Mama ciepło mnie ubrała i zjadłyśmy podwieczorek w trakcie gdy tato spakował nas do dalszej drogi, tym razem samochodem.
- DST 55.00km
- Czas 04:00
- VAVG 13.75km/h
- Temperatura 21.0°C
- Sprzęt Chariot
- Aktywność Jazda na rowerze
Wyjazd z mamusią
Sobota, 25 sierpnia 2012 · dodano: 25.08.2012 | Komentarze 0
W sobotę rano gdy tato jeszcze spał, pojechałam z mamą do piekarni, a później do dziadków, do ogrodu. Pierwszy raz pojechałam tylko z mamcią i jestem pod wrażeniem jak łatwo jej poszła podróż ze mną "na haku". Po drodze zachwyt nad moją przyczepką wyraził Pan, który ciągnął na rowerze złom w przyczepce troszkę innej od mojej. Pewnie wolałby mój model. Niedługo po tym zasnęłam i spałam do samego końca, nie czując nawet porywistego wiatru, który nam towarzyszył po wyjeździe z miasta. Już pod wieczór przyjechał po nas tata wracając z pracy i samochodem podwiózł nas do domku. Identyczną wycieczkę powtórzyłyśmy po paru dniach i km. w tabeli to suma tych przejażdżek.
- DST 35.00km
- Czas 02:22
- VAVG 14.79km/h
- Temperatura 28.0°C
- Sprzęt Chariot
- Aktywność Jazda na rowerze
Zagraniczna wyprawa
Czwartek, 23 sierpnia 2012 · dodano: 23.08.2012 | Komentarze 0
To była prawdziwa wyprawa. Niezbędny był montaż bagażnika na rower bo nad czeskie jezioro Terlicko nie dojechałabym rowerem. Długie wycieczki troszkę mnie nudzą. Rower taty wylądował na dachu, a moja przyczepka i KTM mamy w bagażniku. Przez mamci rower musiałam siedzieć z tyłu sama, bo dla Niej nie było miejsca :( Obok rzeczy rowerowych zmieściło się sporo mojego ekwipunku (jedzenie, podgrzewacz do butelek) i sprzęt do pływania (kąpielówki, dmuchany basen). To miała być całodzienna wycieczka rowerowo-kąpielowa. Po niecałych 60 km. byliśmy nad wodą.
Jednak na orzeźwiającą kąpiel trzeba sobie zasłużyć i najpierw wyruszyliśmy w stronę niezbyt odległego jeziora Zermanice.
Z tamy oglądaliśmy ogromne ryby pływające w wodzie. Początkowo tato planował objechać zbiornik dookoła, jednak nadciągająca burza zmusiła nas do skierowania sterów w stronę auta.
Nie wracaliśmy ta samą drogą i natknęliśmy się na bardzo stromy podjazd. Ja się tak strasznie nie męczyłam, ale po rodzicach było widać, że muszą popracować nad kondycją.
Niedaleko auta zasnęłam na dobre. Ojciec wykorzystał moją nieuwagę i zamiast pozwolić mi iść się kąpać z mamą w jeziorze to zabrał mnie na przejażdżkę wokół zbiornika Terlicko. Byliśmy w połowie trasy kiedy obudziłam się z powodu wertepów i hałasu. Okazało się, że robotnicy remontują ścieżkę idącą po tamie i musieliśmy przejechać dołem po trawie omijając górną część zapory. Co prawda była tam zbudowana kładka ale pełna schodów, a przecież po schodach nie sposób jechać rowerem z przyczepą!
Oj co to była za męczarnia. Kiedy górka zrobiła się za stroma, tato odpiął riksze od bike'a i wypchał mnie na górę. Potem ze mną na rękach wracał się po rower. Masakra! Wyduldał całą wodę z bidonu i zabierał się za moją butelkę z herbatką!
Po tych przygodach nie mogłam już zasnąć i zrobiłam się troszkę marudna. W sumie to dobrze mi było przez tą chwilę na rękach rodzica i nie chciałam już dalej jechać. Wielkiego wyboru jednak nie miałam bo trzeba było się dostać do mamy gdzie czekał kocyk, obiadek i basen z nagrzaną wodą. Jeszcze tylko zjechaliśmy w pewnym miejscu nad brzeg jeziora obczaić warunki na campingu i niestety ruchliwą drogą dojechaliśmy w końcu do celu!
Naprawdę nie ma nic przyjemniejszego niż po wysiłku w upalny dzień wskoczyć do chłodnej ale jakże ciepłej (24'C) wody!
Chociaż nie. Jest coś równie przyjemnego. Zapchać wygłodniały brzuch smazonym syrem z chranolkami.
W drodze powrotnej spałam w samochodzie jak zabita. To dopiero była wyprawa, a znając rodziców to pewnie dopiero początek.