Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi ludwikon z miasteczka Bielsko-Biała. Mam przejechane 11153.50 kilometrów w tym 1794.60 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 13.34 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 144244 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy ludwikon.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Z dzieckiem

Dystans całkowity:1117.00 km (w terenie 24.00 km; 2.15%)
Czas w ruchu:70:46
Średnia prędkość:14.64 km/h
Maksymalna prędkość:71.00 km/h
Suma podjazdów:2835 m
Liczba aktywności:40
Średnio na aktywność:27.93 km i 2h 01m
Więcej statystyk
  • DST 24.00km
  • Czas 01:45
  • VAVG 13.71km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Sprzęt Chariot
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jesienna przejażdżka

Niedziela, 21 października 2012 · dodano: 23.10.2012 | Komentarze 0


Żal byłoby nie wykorzystać takiej ładnej pogody jaką serwuje nam październik, dlatego słoneczna niedziela została wykorzystana rowerowo! Dzień wcześniej pojechałam z mamą do dziadków i zostawiłyśmy tam nasze rowery. Z tego też powodu niedzielną przejażdżkę zorganizowaliśmy w okolicach Mazańcowic. W południe, wraz z tatą pojechaliśmy tam samochodem, tato pożyczył od dziadka rower i pojechaliśmy w kierunku zapory w Goczałkowicach. Najprzyjemniej jechało się przez Ligotę po nowo położonym asfalcie. Najbardziej dziurawa droga jest wzdłuż torów w Goczałkowicach. Na szczęście ten odcinek przespałam i nie przeszkadzała mi powolna jazda.

Przy jeziorze chciałam zejść do tafli wody, pokazywałam to zresztą tacie bardzo wyraźnie jednak on mówił coś o zakazie :( Nawet zrzuciłam za murek chorągiewkę z przyczepki ale za blisko i wystarczyło się schylić by ja podnieść.

W drogę powrotną wyruszyliśmy dosyć szybko bo było już późno, a wieczorem o tej porze roku robi się zimno. Mama narzuciła takie tempo, że nawet tato nie mógł nas dogonić. Szkoda, że kolejny tydzień zapowiadał się deszczowo...

"


Kategoria 0-49 km, Z dzieckiem


  • DST 47.00km
  • Czas 03:34
  • VAVG 13.18km/h
  • Sprzęt Chariot
  • Aktywność Jazda na rowerze

33 BIELSKI RODZINNY RAJD ROWEROWY

Niedziela, 23 września 2012 · dodano: 25.09.2012 | Komentarze 0

TRASA RAJDU
Kto powiedział, że koniec lata oznacza koniec sezonu rowerowego? W pierwszy dzień jesieni wraz z rodzicami wzięłam udział w 33 rodzinnym rajdzie rowerowym w Bielsku-Białej. Standardowo koniem pociągowym mojej przyczepki został tata. Na chwilę przed startem stawiliśmy się na placu ratuszowym, skąd o 9:30 wystartował peleton złożony z ok. 1800 kolarzy.

Rano było troszkę chłodno, jednak mamcia zadbała o odpowiednie ubranie dla mnie. Przedniego dnia nic nie zapowiadało ładnej pogody, ale jak na zamówienie tego dnia było bardzo słonecznie.

Trasa rajdu składała się z dwóch etapów: 20 i 15 km. z półmetkiem w Bestwinie. Przebiegała zamkniętymi na tę okazję ulicami. Niestety wiele uliczek było bardzo wąskich i często tworzyły się zatory. Myślę, że trasa rajdu powinna się rozpoczynać jakimś podjazdem, wtedy peleton na pewno by się rozładował. Póki co mogę tak pisać bo sama nie pedałuję, a o kondycję rodziców jestem spokojna.

Po drodze spotkałam tylko jedną koleżankę w przyczece, za to sporo było dzieci na fotelikach i rowerkach podpiętych na sztywno do roweru osoby ciągnącej.
Mniej więcej na 7 kilometrze zasnęłam, a obudziłam się kiedy tato pompował koło, z którego uchodziło powietrze. Także pierwszy kapeć w rikszy zaliczony. Aby dojechać do półmetku musieliśmy dopompować jeszcze jeden raz. Dobrze, że do przerwy było już niedaleko bo minęła pora drugiego śniadania i byłam bardzo marudna.

W parku obok Urzędu Gminy w Bestwinie znaleźliśmy sobie skrawek zieleni i na turystycznej kuchence gazowej mama przygotowała mi ciepły posiłek. Tato załatał w tym czasie przebitą dentkę, a następnie przyniósł deserek czyli jogurty od jednego ze sponsorów rajdu.
Podczas godzinnej przerwy można było "zwiedzić" strażacki wóz bojowy, wziąć udział w konkursach sportowych lub postać kilkadziesiąt minut w kolejce do toytoya.

Drugi etap, mimo iż krótszy był nieco trudniejszy z racji dwóch skromnych podjazdów, które mocno rozciągnęły peleton. Praktycznie całe 15km. przespałam i droga minęła mi błyskawicznie.
Na mecie wylegiwałam się na trawce, zjadłam obiad i znowu deser tym razem w postaci jabłuszka. Rodzice najedli się grochówką otrzymaną w ramach kuponów startowych. Miło spędzając czas czekaliśmy na kulminację wyjazdu czyli rozstrzygnięcie konkursów tematycznych i losowanie nagród. W loterii nie mieliśmy szczęścia, za to miłą niespodzianką była nagroda, którą dostałam jako najmłodszy uczestnik rajdu jadący niesamodzielnie. Po tym miłym akcencie wsiedliśmy na rowery by pokonać blisko 10km dzielące nas od domu.


Kategoria 0-49 km, Z dzieckiem


  • DST 30.00km
  • Czas 02:18
  • VAVG 13.04km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Sprzęt Chariot
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ach te podjazdy

Poniedziałek, 17 września 2012 · dodano: 21.09.2012 | Komentarze 0

Korzystając z jednego z ostatnich dni kiedy temperatura miała wynosić ok. 20 stopni C wybraliśmy się całą rodzinką na poważną wycieczkę. Start i meta usytuowane były na przełęczy Szarcula (759m. n.p.m.) obok przeł. Kubalonka. Stamtąd wyruszyliśmy zielonym szlakiem rowerowym do miejscowości Bukovec w Czechach.
Szlak jest w miarę dobrze oznaczony choć na pewno zbyt rzadko usytuowane są tabliczki lub znaki na drzewach i razem z tatą często sprawdzałam nasze położenie na mapie aby nie musieć się w razie pomyłki wracać.

Dla porównania w Czechach tego problemu nie było. Częstotliwość znaczenia trasy pozwalała nam jeździć tam bez mapy.

Okolice Istebnej polecam każdemu kto nie boi się częstych podjazdów. Początkowa długa droga w dół zapowiadała niemały podjazd ale nikt z nas nie spodziewał się trasy jak na kolejce górskiej w lunaparku tj. krótki stromy podjazd i taki sam zjazd i ponownie to samo. Na jednym ze zjazdów ojciec chyba zapomniał do czego służą hamulce i pędziliśmy ponad 50 km/h.

Pomimo trudności pochwalić należy poprowadzenie szlaku. Wiedzie tylko bocznymi drogami i co zaskakujące po świetnym asfalcie. Pewna żmija również to doceniła i wylegiwała się beztrosko na środku drogi.

Po przekroczeniu granicy cieszyliśmy się szeroką asfaltową drogą, którą mieliśmy tylko dla siebie. Ruch samochodowy jest tam znikomy, a przecież nie była to np. niedziela. Półmetek wycieczki rodzice zaplanowali w urokliwej knajpce przy wyciągu orczykowym na niewielką górę Kempa.

Nie dość, że można dobrze zjeść (np. zupa czosnkowa) to jeszcze jest plac zabaw z drewnianymi konstrukcjami. Jest też hamak, na którym wylegiwałam się z mamą.
Po około godzinnej przerwie wyjechaliśmy w drogę powrotną zdając sobie sprawę z czekającego nas podjazdu na przeł. Kubalonka (761m. n.p.m.). Żeby nie jechać główną trasą wybrałam żółty szlak rowerowy wiodący bocznymi, bardzo dobrej jakości dróżkami. Granicę przekroczyliśmy na pieszym przejściu granicznym na rzece Olza.


Na wznoszącej się lekko drodze wzdłuż rzeki zasnęłam, gdyż wcześniej jakoś nie było okazji. Obudziłam się dopiero przed przełęczą, a więc już u kresu naszej podróży. Po drodze w miejscowości Wilcze mijaliśmy Izbę Pamięci Jerzego Kukuczki, jednak abym się nie obudziła, rodzice nie wchodzili do środka, choć tato miał na to ochotę.

Wyjazd na przełęcz był bardzo męczący ale rodzice nie narzekali zbytnio. Zmęczenie zapewne niwelowały cudowne widoki rozpościerające się ze zbocza góry, na którą wjeżdżaliśmy.

Przy aucie trochę wiało. Mama ciepło mnie ubrała i zjadłyśmy podwieczorek w trakcie gdy tato spakował nas do dalszej drogi, tym razem samochodem.


Kategoria 0-49 km, Z dzieckiem


  • DST 55.00km
  • Czas 04:00
  • VAVG 13.75km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt Chariot
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyjazd z mamusią

Sobota, 25 sierpnia 2012 · dodano: 25.08.2012 | Komentarze 0

W sobotę rano gdy tato jeszcze spał, pojechałam z mamą do piekarni, a później do dziadków, do ogrodu. Pierwszy raz pojechałam tylko z mamcią i jestem pod wrażeniem jak łatwo jej poszła podróż ze mną "na haku". Po drodze zachwyt nad moją przyczepką wyraził Pan, który ciągnął na rowerze złom w przyczepce troszkę innej od mojej. Pewnie wolałby mój model. Niedługo po tym zasnęłam i spałam do samego końca, nie czując nawet porywistego wiatru, który nam towarzyszył po wyjeździe z miasta. Już pod wieczór przyjechał po nas tata wracając z pracy i samochodem podwiózł nas do domku. Identyczną wycieczkę powtórzyłyśmy po paru dniach i km. w tabeli to suma tych przejażdżek.


Kategoria 0-49 km, Z dzieckiem


  • DST 35.00km
  • Czas 02:22
  • VAVG 14.79km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Sprzęt Chariot
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zagraniczna wyprawa

Czwartek, 23 sierpnia 2012 · dodano: 23.08.2012 | Komentarze 0

To była prawdziwa wyprawa. Niezbędny był montaż bagażnika na rower bo nad czeskie jezioro Terlicko nie dojechałabym rowerem. Długie wycieczki troszkę mnie nudzą. Rower taty wylądował na dachu, a moja przyczepka i KTM mamy w bagażniku. Przez mamci rower musiałam siedzieć z tyłu sama, bo dla Niej nie było miejsca :( Obok rzeczy rowerowych zmieściło się sporo mojego ekwipunku (jedzenie, podgrzewacz do butelek) i sprzęt do pływania (kąpielówki, dmuchany basen). To miała być całodzienna wycieczka rowerowo-kąpielowa. Po niecałych 60 km. byliśmy nad wodą.

Jednak na orzeźwiającą kąpiel trzeba sobie zasłużyć i najpierw wyruszyliśmy w stronę niezbyt odległego jeziora Zermanice.

Z tamy oglądaliśmy ogromne ryby pływające w wodzie. Początkowo tato planował objechać zbiornik dookoła, jednak nadciągająca burza zmusiła nas do skierowania sterów w stronę auta.

Nie wracaliśmy ta samą drogą i natknęliśmy się na bardzo stromy podjazd. Ja się tak strasznie nie męczyłam, ale po rodzicach było widać, że muszą popracować nad kondycją.

Niedaleko auta zasnęłam na dobre. Ojciec wykorzystał moją nieuwagę i zamiast pozwolić mi iść się kąpać z mamą w jeziorze to zabrał mnie na przejażdżkę wokół zbiornika Terlicko. Byliśmy w połowie trasy kiedy obudziłam się z powodu wertepów i hałasu. Okazało się, że robotnicy remontują ścieżkę idącą po tamie i musieliśmy przejechać dołem po trawie omijając górną część zapory. Co prawda była tam zbudowana kładka ale pełna schodów, a przecież po schodach nie sposób jechać rowerem z przyczepą!


Oj co to była za męczarnia. Kiedy górka zrobiła się za stroma, tato odpiął riksze od bike'a i wypchał mnie na górę. Potem ze mną na rękach wracał się po rower. Masakra! Wyduldał całą wodę z bidonu i zabierał się za moją butelkę z herbatką!

Po tych przygodach nie mogłam już zasnąć i zrobiłam się troszkę marudna. W sumie to dobrze mi było przez tą chwilę na rękach rodzica i nie chciałam już dalej jechać. Wielkiego wyboru jednak nie miałam bo trzeba było się dostać do mamy gdzie czekał kocyk, obiadek i basen z nagrzaną wodą. Jeszcze tylko zjechaliśmy w pewnym miejscu nad brzeg jeziora obczaić warunki na campingu i niestety ruchliwą drogą dojechaliśmy w końcu do celu!



Naprawdę nie ma nic przyjemniejszego niż po wysiłku w upalny dzień wskoczyć do chłodnej ale jakże ciepłej (24'C) wody!

Chociaż nie. Jest coś równie przyjemnego. Zapchać wygłodniały brzuch smazonym syrem z chranolkami.


W drodze powrotnej spałam w samochodzie jak zabita. To dopiero była wyprawa, a znając rodziców to pewnie dopiero początek.





  • DST 25.00km
  • Czas 01:42
  • VAVG 14.71km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Sprzęt Chariot
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nad zaporę

Sobota, 18 sierpnia 2012 · dodano: 23.08.2012 | Komentarze 0

Żeby wyjechać choćby kawałek poza miasto trzeba niestety zjechać czasem ze ścieżek rowerowych. Jazda jakąkolwiek drogą pośród mijających nas samochodów nie należy do najprzyjemniejszych. Na szczęście wydaje się, że kierowcy widząc przyczepkę omijają nas w większej odległości aniżeli samotnie jadącego rowerzystę. Nad zaporę w Wapienicy jechaliśmy w niedzielę więc tato częściej jechał po drogach niż ścieżkach bo ruch był znikomy. Dojazd tam prowadzi zresztą popularną wśród rowerzystów i pieszych drogą z lotniska więc kierowcy są w tym miejscu wyczuleni.

Jechało się przyjemnie do momentu wjechania na zamkniętą drogę wzdłuż rzeki. Spaceruje tam dziennie setki osób w tym wiele z wózkami. Czy naprawdę na tak popularnej drodze musi być tyle dziur!!! Ledwo zaczęłam zasypiać, ale jak tu spać kiedy rower jedzie jak ślimak z powodu wyrw w ziemi. Następnym razem wybierzemy kamienistą drogę po drugiej stronie rzeki. Na pewno będzie lepiej niż na resztkach asfaltu.


Wycieczka bardzo się udała. Rodzice wypili po piwku bezalkoholowym, ja zjadłam kaszkę, odpoczęliśmy i wróciliśmy nieco inna trasą do domku.


Kategoria 0-49 km, Z dzieckiem


  • DST 31.00km
  • Czas 02:10
  • VAVG 14.31km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • Sprzęt Chariot
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wycieczka do dziadków

Piątek, 17 sierpnia 2012 · dodano: 23.08.2012 | Komentarze 0

Coś czuję, że wycieczki rowerowe do dziadków będą stałym punktem kolarskiego programu. 15-sto kilometrowa trasa w jedną stronę to idealna odległość po której trzeba zrobić przerwę, a w tych okolicznościach jest to przerwa nie byle jaka. Jestem bowiem noszona na rękach, karmiona, mogę pozaczepiać psy i wykąpać się w basenie gdy jest gorąco. Żyć nie umierać.

Po tak spędzonej godzince drugie 15 km. do domu wydaje się drobną przejażdżką. Szkoda tylko, że moich rodziców czeka tyle wzniesień po drodze.


Kategoria 0-49 km, Z dzieckiem


  • DST 22.00km
  • Czas 01:40
  • VAVG 13.20km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Sprzęt Chariot
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na Dębowiec

Środa, 15 sierpnia 2012 · dodano: 23.08.2012 | Komentarze 0

Druga moja wycieczka przebiegała tak jak poprzednio dróżkami niedostępnymi dla samochodów. Pod kolejkę na Szyndzielnię można się dostać ścieżkami rowerowymi, a na sam Dębowiec po części kamienistą i trawiastą drogą - dosyć stromą ale jeszcze jestem leciutka (8kg.) więc tatuś dał sobie radę.

Tak przyjemnie kołysało, że zasnęłam

ale jak to zwykle bywa gdy tylko pojazd się zatrzymał głowa mi się podniosła.
Chwilkę posiedzieliśmy na polanie pod schroniskiem skąd roztacza się piękny widok na Bielsko-Białą i Magurkę Wilkowicką. W dół po wertepach zjeżdżaliśmy bardzo ostrożnie i po wyjechaniu na asfalt nie pomknęliśmy w stronę domku, lecz na lotnisko do "Zajazdu po strusiem". Tata chwilkę odpoczął, a ja na rękach mamusi z zainteresowaniem oglądałam strusie, wielbłądy. zebry, kozy i inne zwierzęta mieszkające w tym miejscu. Do domu dotarliśmy bardzo późno w porze mojej kąpieli. Nie pozostało mi nic innego jak się umyć i położyć spać.


Kategoria 0-49 km, Z dzieckiem


  • DST 20.00km
  • Czas 01:28
  • VAVG 13.64km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Sprzęt Chariot
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierwszy dłuższy wypad

Wtorek, 31 lipca 2012 · dodano: 23.08.2012 | Komentarze 0

Na pierwszą wycieczkę stricte rowerową (rodzice ubrali obcisłe gatki z pieluchą - ciekawe czy wchłania tak dobrze jak moja?) pojechałam okrężną drogą na plac zabaw. Tato przeklinał jakość ścieżek rowerowych, na których pełno nierówności i krawężników. Dobrze, że przyczepka ma piórowe amortyzatory bo bez nich nadawałaby się tylko na niemieckie autostrady.


Kategoria 0-49 km, Z dzieckiem


  • DST 4.00km
  • Czas 00:20
  • VAVG 12.00km/h
  • VMAX 15.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Sprzęt Chariot
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierwsza - próbna przejażdżka

Poniedziałek, 30 lipca 2012 · dodano: 23.08.2012 | Komentarze 0

Wczoraj pojechałam z rodzicami po moje pierwsze dwa kółka. Trochę inna to maszyna od Waszych bo zostawia na jezdni dwa ślady, a nie jeden. Różni się jeszcze paroma detalami ale nie ma się co rozpisywać. Kupiliśmy przyczepkę Chariot CX1 i następnego dnia gdy tylko przestało padać, tato podczepił ją pod swojego KTM-a i mogłam ją wypróbować.


Kategoria 0-49 km, Z dzieckiem